Nie było czasu na wątpliwości. Ciekawość, skąd dobiega głos, kto jest jego i nóg co najmniej dziwnym właścicielem przewyższała znacząco jakiekolwiek obawy czy bardziej zachowawcze myśli. Impulsywnie, czy rozważnie, Alicja podejmowała teraz samodzielne decyzje.
Zrobiła więc kilka susów w kierunku zasłyszanego chwilę wcześniej głosu, starając się tym razem nie pośliznąć na czekoladzie i nie zawadzić o rozłożone na korytarzu kończyny. Stanęła przed drzwiami dwóch przedziałów, niepewna, do którego powinna wejść.
-Khem, proszę pana…
Nie było żadnej odpowiedzi. Ostrożnie, ale stanowczo wróciła do nóg i tym razem dokładnie nasłuchując, kopniakiem wyzwoliła reakcję właściciela.
-Aaaauua. A niech to!
Nie miała już wątpliwości i odnalazła właściwe drzwi. Te również od wnętrza były zasłonięte kotarą, jednak od zewnątrz oszklone. Alicja mogła się w nich przejrzeć jak w lustrze. W odbiciu zobaczyła kogoś innego, niż dotychczas; potargana czupryna, brudna od czekolady, wymięta i za ciasna sukienka opinająca nieznajome ciało. Takiej siebie jeszcze nie znała, do takiej się nie przyzwyczaiła. Zbliżyła nos do szyby i wtedy dostrzegła… uchylającą się od wewnątrz zasłonę. Czyjeś chude palce na sekundę chwyciły jej poły zza których wyłoniły się oczy i spiczasty nos. W zetknięciu ze wzrokiem Alicji, przerażony nieoczekiwaną konfrontacją nieznajomy skrył się szybko spowrotem w czeluściach materiału.
Alicja poruszyła klamkę i bez wahania chwyciła kotarę. W przedziale było niemal zupełnie ciemno, tylko w rogu połyskiwała nieduża, słabo tląca się świeczka.
-To Pana nogi tak leżą bezpańsko na korytarzu?
Skierowała wzrok na dryblastego chudzielca w fotelu. Nie była jednak w stanie dostrzec nic więcej poza zarysem postaci i niemalże hipnotyzującymi białkami oczu. Mężczyzna ani drgnął.
- Może je Panu tu przynieść? Może chciałby je mieć Pan przy sobie? Niechże się…
-Cicho! Berthold na nas patrzy.
-…Kto? Nie rozumiem…
-Domknij drzwi i bądź ciszej.
Alicja odruchowo pociągnęła klamkę, przyzwyczajona jeszcze do machinalnego spełniania poleceń. Nie wiedząc, co wypadałoby teraz zrobić, a nade wszystko kierowana ciekawością, usiadła naprzeciwko nowopoznanego.
-Pozwoli Pan, że usiądę.
-Przecież już usiadłaś, co Ci po moim pozwoleniu?
-Ależ Pan drażliwy…
Alicja nareszcie mogła przyjrzeć się dokładniej mężczyźnie. Miał kruczoczarne włosy, w które wplatały się już pojedyncze źdźbła siwizny i pociągłą twarz o niespokojnym wyrazie. Wyglądał na znerwicowanego. Ubrany na czarno, niemal zlewał się z tłem; tylko bledsze nieco twarz i chude drgające palce rzucały się w oczy. Mężczyzna zaczynał się od głowy i kończył na tułowiu, nogi musiały być więc jego własnością.
-Wnioskuję, że to pańskie nogi. Jest Pan pewien, że nie chciałby Pan ich odzyskać, mm?
-Odzyskać? To niemożliwe. One już nigdy do mnie nie wrócą. Gdyby nie to wiadro na korytarzu, dawno wyskoczyłyby już pewnie z pociągu. Zresztą, nie Twój interes. Co też będę Ci opowiadał, młoda damo.
-Mam na imię Alicja.
-…Alicja… ‘, jestem ‘.