czwartek, 5 grudnia 2013
Mówić
mówić, mówić, mówić
i zakneblować im usta
mówić, mówić, mówić,
aż od tych słów zjadliwych
spuchną bębenki w uszach
mówić, mówić, krzyczeć
aż krew z nich tryśnie tłusta
środa, 4 września 2013
sobota, 25 maja 2013
Tak mi mów
Spijam nektar z Twoich ust
tak mi mów
jak mówiłeś do mnie
dzisiaj rano
Nim noc zastanie nas znów
tak mi mów
jak mówiłeś do mnie
dzisiaj rano
dzisiaj rano
Słów, brak mi w powietrzu
Twoich słów
tak mi mów
jak mówiłeś do mnie
dzisiaj rano
dzisiaj rano
Wkładam pod powieki
miękisz Twoich rąk
tak mi mów
póki głód mój
Tobą nie ustanie
Tobą nie ustanie
niedziela, 17 marca 2013
Uprzejmie donoszę
Uprzejmie donoszę, że niejakiego Dżoszuę spod nr 7 należy obarczyć winą za zmiany, które dotyczą nas wszystkich.
Takie tanie było kiedyś krzyżowanie... Dla każdego dostępne. A teraz, ja pytam? Świat zszedł na psy.
Usługi są już tylko w pakiecie, koniecznie razem ze zmartwychwstaniem. Teraz wprost inaczej nie można być ukrzyżowanym. A gdy ktoś chce umrzeć, jak człowiek, na krzyżu, raz, a porządnie?
Co więcej, i krzyż oddzielnie trzeba dokupić, bo gwiazdka na dole, że cena go nie obejmuje i kolejny srebrnik do uiszczenia.
O koronie już nie wspomnę cierniowej. Do niej są już wręcz prawa autorskie. Zaiste, towar dla wybrańców.
Takie tanie było kiedyś krzyżowanie, dziś już tylko dla jakichś pomazańców lub bogaczy.
Uprzejmie więc raz jeszcze donoszę, trzeba odebrać mu ten krzyż, dla dobra ogółu.
You Dash
zostaję astronautą, albo nie, kosmonautą!
niedziela, 3 marca 2013
Się
"Nie ma ja.
Się jest. Się jest stanem. Nie panem. Ani nad innymi panem, ani sobiepanem. Żadnym panem. Koniec z panem. Z panem amen. Się jest stanem. Się jest duch. Teraz dopiero. Nigdy przedtem. Przedtem się to muskało. Przedtem się o to ocierało się. Wtedy, kiedy nie było ja. Kiedy nie było: mój moja moje. Bardzo rzadko. Bardzo od czasu do czasu. W tych przerwach od czasu do czasu. W tych przerwach od ja do ja.
Bo ja to czas. Ja to wąż. Ja to rak.
Rak umarł na raka. Wąż umarł od własnego ukąszenia. Czas umarł na czas. Ja umarło na ja. Nie ma ja. Się jest. Się jest się. Się jest duch.
Się jest nikt."
Się jest. Się jest stanem. Nie panem. Ani nad innymi panem, ani sobiepanem. Żadnym panem. Koniec z panem. Z panem amen. Się jest stanem. Się jest duch. Teraz dopiero. Nigdy przedtem. Przedtem się to muskało. Przedtem się o to ocierało się. Wtedy, kiedy nie było ja. Kiedy nie było: mój moja moje. Bardzo rzadko. Bardzo od czasu do czasu. W tych przerwach od czasu do czasu. W tych przerwach od ja do ja.
Bo ja to czas. Ja to wąż. Ja to rak.
Rak umarł na raka. Wąż umarł od własnego ukąszenia. Czas umarł na czas. Ja umarło na ja. Nie ma ja. Się jest. Się jest się. Się jest duch.
Się jest nikt."
niedziela, 17 lutego 2013
Cogito
i jak tu pisać
o sprawach wielkich
upadkach mocarstw
kondycji człowieczeństwa
jeżeli po prostu
ot, na co dzień
nie potrafi się kochać
więc żeby nie spełzło
na niczym
całe Twoje
wielkie i dumne
cogito
takie zapędy
te wojny gwiezdne
należy spalić
na panewce
za wczasu
dobrze użyźnią
Twoją głowę
Twoją ziemię
piątek, 8 lutego 2013
sobota, 5 stycznia 2013
Mortadella
Myśli zostały kupione na przecenie razem z dobiegającą
terminu mortadelą (ach, cóż za dźwięczne słowo), dlatego też mogą trochę
cuchnąć. Możliwe, że mortadela (czyż nie mogłoby to być imię dziewczęce?)
leżała przez pewien czas poza lodówką, co wyjaśniałoby, dlaczego tak spuchła.
Pewne myśli kleją się do głowy jak rzep do psiego
ogona. Mortadela, mortadella, morda-bella. Muszę przyznać, że mimo pewnego
odoru, połknąłem ją niemal w całości za jednym razem. Doprawdy, kilka dni o
głodzie potrafi sprawić, że nawet taka mortadela jest co najmniej kusząca. Ach,
czuję się jak młody bóg. Niczym Zeus, co w całości zjadł Metydę. Och… hmm,
zaczynam odczuwać tak jakby, tak jakby coś ciążyło mi na żołądku. Niestrawność?.
Ha, jeszcze okaże się, że coś ze mnie wyskoczy. Ale, nie , Zeusa bolała przecież
głowa, mnie kręci w brzuchu. Przeklęta mortadela. Doprawdy, mogłoby to być
piękne imię dziewczęce, a tymczasem nosi je kiełbasa. Czyli, to prawie więc,
jakbym zjadł młode dziewczę. Mało brakowało. Rzec by się chciało, splot
przypadków. Co za ironia losu, że nie nazywamy dziewcząt np. Myśliwska,
Zwyczajna lub Podwawelska.
Ależ zaczyna mnie w tym brzuchu kręcić... Moja kochana
Mortadello, nie przebieraj tak nóżkami i dłońmi smukłymi w moich trzewiach, bo
dostanę skrętu kiszek lub czkawki. Że co? Połykałem Cię bez czułości?
Przepraszam, nigdy więcej. Gdybym wiedział, że jesteś taka delikatna, zabrałbym
się do tego z większym ceremoniałem. Jest mi przykro, ale uwierz, cierpię z
tego powodu okrutne katusze. Brzuch mi chyba zaraz pęknie. Ba, trzeba było się spodziewać,
że skoro tak spuchła nie leżąc w lodówce, tak się to właśnie skończy. Mój
brzuch… pewnie puchniesz teraz z dumy, że taką mi okrutną sprawiasz nauczkę…
Zacząłem się więc gładzić po owłosionym skąpo brzuchu,
który nabrał już rozmiarów i kształtów jak u kobiety z zaawansowaną ciążą.
Czyżbym rzeczywiście miał urodzić? Czy to nie wbrew naturze? Mortadello, moja
miła, Bella, czy mnie słyszysz? Podam Ci rękę, chwyć ją dobrze, będę ciągnąć.
Zacisnąłem pięść i z pełną determinacją postanowiłem
podać ją Moratdelli przez pępek. Otwór był za wąski. Nie dawałem rady mimo
całej kombinatoryki ponawianych prób wepchnięcia dłoni do wewnątrz brzucha pod
najróżniejszym kątem.
Na Zeusa, nie chcę pękać! Mortadello moja piękna, daj
mi chwilę, zaraz zaradzę. Wiem, że nie trafiłaś na najlepsze towarzystwo.
Prawie dama, jak Ty, nie zasługuje, aby męczyć się razem z odgrzewanym kotletem
i jajami na twardo. Piwo? A tak, przyznaję ze skruchą, było piwo, ale małe.
Wybacz, nigdy więcej nie tknę alkoholu. Już! Wiem. Przyniosę linę.
Pobiegłem szukać liny. Uwierzcie mi, w takim stanie
brzemiennym nie łatwo biegać po schodach na strych i ściągać linę przygotowaną
na stryczek. Ach, Mortadello, to przeznaczenie, kochana, ratujesz mi niechybnie
życie.
Usiadłem okrakiem na starym krześle, bo tak już tylko
pozwalał mi siadać mój brzuch. Skręciłem na końcu supełek, by Mortadella miała
czego się uchwycić i powoli zacząłem wpychać ją pępkiem do środka.
Bella, zaraz Cię stamtąd wyciągnę, opleć się nią wokół
swojej wiotkiej talii i trzymaj mocno. Ja będę z całych sił ciągnąć.
Poczyniwszy te wszystkie zabiegi, zaparłem się
porządnie nogami i zacząłem ciągnąć….
Nie wiem, jak długo to trwało. Całe moje ciało pokrył
rzęsisty pot i żyła na czole dobitnie wyszła na wierzch. Byłem już u kresu sił,
kiedy, nareszcie,hyc, udało się.
Na końcu liny tkwiła
nonszalancko zawieszona, nieco wyzuta i nadtrawiona przez soki żołądkowe…
puenta.
(skupuję puenty, pointy także. mniej/więcej dobrze płacę
cena do uzgodnienia, zależnie od stopnia zużycia, miejsca, gdzie pointa była osadzona oraz wartości użytkowej, co ocenia się organoleptycznie-językiem)
Subskrybuj:
Posty (Atom)