sobota, 5 stycznia 2013

Mortadella


Myśli zostały kupione na przecenie razem z dobiegającą terminu mortadelą (ach, cóż za dźwięczne słowo), dlatego też mogą trochę cuchnąć. Możliwe, że mortadela (czyż nie mogłoby to być imię dziewczęce?) leżała przez pewien czas poza lodówką, co wyjaśniałoby, dlaczego tak spuchła.
Pewne myśli kleją się do głowy jak rzep do psiego ogona. Mortadela, mortadella, morda-bella. Muszę przyznać, że mimo pewnego odoru, połknąłem ją niemal w całości za jednym razem. Doprawdy, kilka dni o głodzie potrafi sprawić, że nawet taka mortadela jest co najmniej kusząca. Ach, czuję się jak młody bóg. Niczym Zeus, co w całości zjadł Metydę. Och… hmm, zaczynam odczuwać tak jakby, tak jakby coś ciążyło mi na żołądku. Niestrawność?. Ha, jeszcze okaże się, że coś ze mnie wyskoczy. Ale, nie , Zeusa bolała przecież głowa, mnie kręci w brzuchu. Przeklęta mortadela. Doprawdy, mogłoby to być piękne imię dziewczęce, a tymczasem nosi je kiełbasa. Czyli, to prawie więc, jakbym zjadł młode dziewczę. Mało brakowało. Rzec by się chciało, splot przypadków. Co za ironia losu, że nie nazywamy dziewcząt np. Myśliwska, Zwyczajna lub Podwawelska.
Ależ zaczyna mnie w tym brzuchu kręcić... Moja kochana Mortadello, nie przebieraj tak nóżkami i dłońmi smukłymi w moich trzewiach, bo dostanę skrętu kiszek lub czkawki. Że co? Połykałem Cię bez czułości? Przepraszam, nigdy więcej. Gdybym wiedział, że jesteś taka delikatna, zabrałbym się do tego z większym ceremoniałem. Jest mi przykro, ale uwierz, cierpię z tego powodu okrutne katusze. Brzuch mi chyba zaraz pęknie. Ba, trzeba było się spodziewać, że skoro tak spuchła nie leżąc w lodówce, tak się to właśnie skończy. Mój brzuch… pewnie puchniesz teraz z dumy, że taką mi okrutną sprawiasz nauczkę…
Zacząłem się więc gładzić po owłosionym skąpo brzuchu, który nabrał już rozmiarów i kształtów jak u kobiety z zaawansowaną ciążą. Czyżbym rzeczywiście miał urodzić? Czy to nie wbrew naturze? Mortadello, moja miła, Bella, czy mnie słyszysz? Podam Ci rękę, chwyć ją dobrze, będę ciągnąć.
Zacisnąłem pięść i z pełną determinacją postanowiłem podać ją Moratdelli przez pępek. Otwór był za wąski. Nie dawałem rady mimo całej kombinatoryki ponawianych prób wepchnięcia dłoni do wewnątrz brzucha pod najróżniejszym kątem.
Na Zeusa, nie chcę pękać! Mortadello moja piękna, daj mi chwilę, zaraz zaradzę. Wiem, że nie trafiłaś na najlepsze towarzystwo. Prawie dama, jak Ty, nie zasługuje, aby męczyć się razem z odgrzewanym kotletem i jajami na twardo. Piwo? A tak, przyznaję ze skruchą, było piwo, ale małe. Wybacz, nigdy więcej nie tknę alkoholu. Już! Wiem. Przyniosę linę.
Pobiegłem szukać liny. Uwierzcie mi, w takim stanie brzemiennym nie łatwo biegać po schodach na strych i ściągać linę przygotowaną na stryczek. Ach, Mortadello, to przeznaczenie, kochana, ratujesz mi niechybnie życie.
Usiadłem okrakiem na starym krześle, bo tak już tylko pozwalał mi siadać mój brzuch. Skręciłem na końcu supełek, by Mortadella miała czego się uchwycić i powoli zacząłem wpychać ją pępkiem do środka.
Bella, zaraz Cię stamtąd wyciągnę, opleć się nią wokół swojej wiotkiej talii i trzymaj mocno. Ja będę z całych sił ciągnąć.
Poczyniwszy te wszystkie zabiegi, zaparłem się porządnie nogami i zacząłem ciągnąć….
Nie wiem, jak długo to trwało. Całe moje ciało pokrył rzęsisty pot i żyła na czole dobitnie wyszła na wierzch. Byłem już u kresu sił, kiedy, nareszcie,hyc, udało się.
Na końcu liny tkwiła  nonszalancko zawieszona, nieco wyzuta i nadtrawiona przez soki żołądkowe… puenta.


(skupuję puenty, pointy także. mniej/więcej dobrze płacę
cena do uzgodnienia, zależnie od stopnia zużycia, miejsca, gdzie pointa była osadzona oraz wartości użytkowej, co ocenia się organoleptycznie-językiem)