jak cię wygrać
już nie starcza mi
milczenia w gardle
wartość najwyższa
w trzech kropkach
ankietowego pytania
jak luka
w liniach papilarnych
znowu jestem Tantalem
po kostki
w miękkim głosie
bezludna wyspa
wibrującej skóry
nie potrafię się dziać
bez odniesienia
w kołysce twoich oczu
piątek, 28 stycznia 2011
czwartek, 27 stycznia 2011
konieczność
< Nastąpiła mała przebudowa >
W trójcy jedyny
też jestem tylko liczbą
ale choćby przyszło iść
po ludzkich twarzach i językach
ból stóp i obrzęki
mają sens
aby w braku pytań
do bezliku odpowiedzi
cokolwiek pojąć
błogosławione zwątpienie moje
w pustych ścianach
nagiego ja w wielokropku
zaczynamy się
brzemiennym ciężarem
a miarą jest czekanie
i stawiane po drodze
kroki pytania
inaczej
finał nie istnieje
w istocie
ani poza nią
W trójcy jedyny
też jestem tylko liczbą
ale choćby przyszło iść
po ludzkich twarzach i językach
ból stóp i obrzęki
mają sens
aby w braku pytań
do bezliku odpowiedzi
cokolwiek pojąć
błogosławione zwątpienie moje
w pustych ścianach
nagiego ja w wielokropku
zaczynamy się
brzemiennym ciężarem
a miarą jest czekanie
i stawiane po drodze
kroki pytania
inaczej
finał nie istnieje
w istocie
ani poza nią
sobota, 22 stycznia 2011
Przystanek
Toczą się chodnikami, kolebiąc całe ciała w takt; z biodra na biodro. Skurczone działaniem lat i przyciągania kości do ziemi. To emerytki, jak wańki-wstańki, opatulają się w waciaste kurtki i wełniane szaliki. Ostrożnie stawiają umęczone nogi, żeby oszukać brak tarcia między butami, a lodem. Zimno nie szczypie ani w ręce, ani w twarze; spotyka barierę twardej skóry, gdzie może tylko rzeźbić kreski i róże.
Nawet wiatr gwiżdże w dźwięki starych kobiet, z biodra na biodro, z biodra na biodro...A one liczą kroki i przystanki, żeby przyzwyczajone latami, siąść czasem na przystankowe ławki. Kradną wtedy powietrze na słowa, których już się nie nuci przy wieszaniu prania.
- Mordęga dzisiaj, ślisko, że hoho- powiedziała jedna przystankowa pani.
Siedząca obok pulchna kobieta, jak jej rozmówczyni, wyznawała najwidoczniej zasadę, że do rozpoczęcia rozmowy nie trzeba się znać, wystarczy być równie starym. Podjęła więc wątek równie skwapliwie, jak podejmuje się pieniądze w kasie.
-Oj, ślisko kochaniutka. Ja to muszę uważać. Bo jak bym się wywaliła, to już stare kości się nie zrosną...
-Się nie zrosną. Moja szwagierka, teraz skończy 68 lat, zeszłej zimy wynosiła śmieci, a to bliziutko ma śmietnik przy bloku, i wie pani, źle jakoś stanęła- machnęła przy tym ręką, co oznaczało największe nieszczęście- I pękło jej. To z tym biodrem leżała dwa miesiące w szpitalu...
-Ja też kiedyś leżałam w szpitalu....-przerywały sobie nawzajem. Czasu jest mało, a kto mówi głośniej, mówi więcej. Batalie na głosy przegrała ostatecznie pulchna emerytka z czarnymi guzikami płaszcza.
- I tak jej tam popaprali, konowały. To teraz już tylko leży i sama przy sobie nic nie zrobi. A sika, to wie pani, w takie pampersy specjalne.
- Taak, trzeba uważać, kochaniutka.
W ciszy zawieszonej na dwa centymetry, które je dzieliły, jedna zaczęła poprawiać mankiety, druga rozglądać się wokoło.
- No, patrz kochaniutka, jaka kurewka- powiedziała w końcu ta pulchna. Na usta, zazwyczaj sprane, znowu zaczęły cisnąć się słowa.
-Gdzie?
-A ta tutaj-pokazała ruchem głowy- Widać od razu. Ma pewnie ze czterdzieści lat i się z chłopem całuje na przystanku. A wystrojona...
-Ooo, wystrojona, ze hoho- razem z zasuszoną kobietą przytaknął jej pomarańczowy beret i zadarty nos.
-Buciki i kurteczka- z pasją komentowała pulchna emerytka- Widać, że kurewka. Gdzie chłop babę na przystanek odprowadza w takie rano.
Wpatrzone w scenę pożegnania z hipnotyczna pogardą i starczym oburzeniem nie zauważyły nawet ruchu wokół siebie. Autobus odjechał i przystanek opustoszał. Została tylko przysadzista mieszkanka bloku 17a i pomarańczowy beret spod którego wystawała jej rozmówczyni.
Należało się więc rozejść. wysuszona kobieta oparła ręce na kolanach i wstając, powiedziała:
-No, to zdrowia pani życzę. Idę do córki, bo się wnukiem zajmuję.
Pożegnały się niespiesznie i rozeszły, jak należy się rozejść, każda w swoją stronę.
Nawet wiatr gwiżdże w dźwięki starych kobiet, z biodra na biodro, z biodra na biodro...A one liczą kroki i przystanki, żeby przyzwyczajone latami, siąść czasem na przystankowe ławki. Kradną wtedy powietrze na słowa, których już się nie nuci przy wieszaniu prania.
- Mordęga dzisiaj, ślisko, że hoho- powiedziała jedna przystankowa pani.
Siedząca obok pulchna kobieta, jak jej rozmówczyni, wyznawała najwidoczniej zasadę, że do rozpoczęcia rozmowy nie trzeba się znać, wystarczy być równie starym. Podjęła więc wątek równie skwapliwie, jak podejmuje się pieniądze w kasie.
-Oj, ślisko kochaniutka. Ja to muszę uważać. Bo jak bym się wywaliła, to już stare kości się nie zrosną...
-Się nie zrosną. Moja szwagierka, teraz skończy 68 lat, zeszłej zimy wynosiła śmieci, a to bliziutko ma śmietnik przy bloku, i wie pani, źle jakoś stanęła- machnęła przy tym ręką, co oznaczało największe nieszczęście- I pękło jej. To z tym biodrem leżała dwa miesiące w szpitalu...
-Ja też kiedyś leżałam w szpitalu....-przerywały sobie nawzajem. Czasu jest mało, a kto mówi głośniej, mówi więcej. Batalie na głosy przegrała ostatecznie pulchna emerytka z czarnymi guzikami płaszcza.
- I tak jej tam popaprali, konowały. To teraz już tylko leży i sama przy sobie nic nie zrobi. A sika, to wie pani, w takie pampersy specjalne.
- Taak, trzeba uważać, kochaniutka.
W ciszy zawieszonej na dwa centymetry, które je dzieliły, jedna zaczęła poprawiać mankiety, druga rozglądać się wokoło.
- No, patrz kochaniutka, jaka kurewka- powiedziała w końcu ta pulchna. Na usta, zazwyczaj sprane, znowu zaczęły cisnąć się słowa.
-Gdzie?
-A ta tutaj-pokazała ruchem głowy- Widać od razu. Ma pewnie ze czterdzieści lat i się z chłopem całuje na przystanku. A wystrojona...
-Ooo, wystrojona, ze hoho- razem z zasuszoną kobietą przytaknął jej pomarańczowy beret i zadarty nos.
-Buciki i kurteczka- z pasją komentowała pulchna emerytka- Widać, że kurewka. Gdzie chłop babę na przystanek odprowadza w takie rano.
Wpatrzone w scenę pożegnania z hipnotyczna pogardą i starczym oburzeniem nie zauważyły nawet ruchu wokół siebie. Autobus odjechał i przystanek opustoszał. Została tylko przysadzista mieszkanka bloku 17a i pomarańczowy beret spod którego wystawała jej rozmówczyni.
Należało się więc rozejść. wysuszona kobieta oparła ręce na kolanach i wstając, powiedziała:
-No, to zdrowia pani życzę. Idę do córki, bo się wnukiem zajmuję.
Pożegnały się niespiesznie i rozeszły, jak należy się rozejść, każda w swoją stronę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)