-Panie Prim, myślę, że powinien Pan zabrać swoje nogi z korytarza.
-Przecież
mówię Ci, to niewykonalne. Moje nogi mnie opuściły, jak wszystko i wszyscy.
Jestem… tak właściwie, prawie mnie już nie ma, rozpadam się na części pierwsze,
całe moje ja tkwi w czasie przeszłym. Już tylko czekam.
-Ach, niechże
się Pan nad sobą przestanie użalać. Mam już tego dość. Pan też powinien mieć
już takiego siebie dość! Ma Pan jeszcze tyle ciała.
-…łatwo Ci
mówić, jesteś młoda, tyle nie wiesz, włącznie z tym, co cię w tym pociągu
spotka. Ja, to co innego. Mi już nic nie pomoże, Ty w szczególności. To, co się
stało, to się nie odstanie i basta.
-Ależ bzdury.
Jeszcze, jeszcze nie wiem jak, ale udowodnię. Światło!
Zapaliła w
przedziale światło i jakby od razu spłynęła na nią wiara w siebie. –Wiem,
poszukam konduktora!
Prim nie
zdążył zareagować. Alicja wybiegła z przedziału nie domykając nawet drzwi.
Bardzo chciała mu pomóc i w tym jednym momencie wszystko inne straciło na
jakiejkolwiek wadze.
Biegła przed
siebie, póki co, bez celu, wąskim korytarzem, nie patrząc wokoło. Nie zauważała
jak co i raz zaciekawieni tupotem pasażerowie odsłaniali firanki lub uchylali
drzwi, by sprawdzić, kto jest sprawcą hałasu. W końcu, zmęczona, zwolniła. Poza
tym, należało się zastanowić, jak i gdzie zacząć szukać konduktora lub
najlepiej, maszynisty. Kucnęła i spróbowała podwinąć nogi pod siebie, ale
poczuła ograniczenie, jakie stanowił teraz jej nowy brzuch.
-Żeby tak… A
może…
Z przedziału
wychylił się najpierw nos, potem resztę ciała wyściubiła tęga jejmość. Na
pierwszy rzut oka, elegancka kobieta, z przypudrowaną twarzą i w słomkowym
kapeluszu usianym sztucznymi kwiatami, rozszerzyła usta jak do uśmiechu
odsłaniając dwa rzędy równych, perłowych zębów, z jednym tylko brakiem w górnej
szóstce.
-Kochana,
kochanieńka, nie siedź tak, bo złapiesz wilka, nie w takim stanie. Posadzka,
nie dość, że brudna, to jeszcze zimna.
Alicja
poruszyła się powoli i ociężale wstała z podłogi. Kobieta uważnie obserwowała
każdy jej ruch, a gdy Alicja wyprostowana złożyła ręce na sukience, jakby na
mgnienie oka uśmiechnęła się w ten dokładnie sposób, w jaki śmieją się
krupierzy w kasynie.
- Nie wie
Pani, przepraszam najmocniej, gdzie znajdę konduktora lub najlepiej maszynistę?
-…lub
najlepiej maszynistę….hmm. Wejdź do mnie na momencik, pomyślę.
Alicja poczuła
do kobiety rezerwę. Nie wiedziała dlaczego, jednak nie pierwszy raz, coś
zbudziło jej wątpliwości. Nie potrafiła zdefiniować ich źródła, więc uznała
przypuszczenia za bezpodstawne, kobieta była uprzejma i wyraźnie chciała
przecież ofiarować jej swoją pomoc. A jednak…..coś było w niej niepokojącego....
Przedział,
wydawałoby się jak każdy inny; nieprzeciętnie przeciętny; zielone fotele, małe
lustereczko nad zagłówkami, żeberkowane półki na bagaże po obu stronach i mała
lampka w rogu. W środku niczym nie pachniało, burczała tylko neonowa lampa,
nerwowo mrugając, jakby zaraz miała zgasnąć. Wydawałoby się, że w otoczeniu
takiej normalności, Alicja poczuje się nareszcie bezpiecznie, tymczasem z
chwili na chwilę krępowała się coraz bardziej.
-Szukam
konduktora, nie wie Pani, gdzie mogę go zastać? Mój znajomy ma problem.
-Niestety nie
wiem, młoda damo, gdzie zastaniesz konduktora.
-W takim
razie, nie będę…
Kobieta
powstrzymała Alicję, kładąc jej dłoń na kolanie.
-Zaczekaj,
dziecko. Chcesz rozwiązywać cudze problemy, kiedy, widzę, sama borykasz się z
własnymi. Może mogłabym Tobie pomóc?
-Mi? Skąd…
ależ ja nie mam żadnego problemu.