czwartek, 17 maja 2012

Alicja w Krainie Zmarłych/bajka o znikaniu (PaRT XI)



-Panie Prim, myślę, że powinien Pan zabrać swoje nogi z korytarza.
-Przecież mówię Ci, to niewykonalne. Moje nogi mnie opuściły, jak wszystko i wszyscy. Jestem… tak właściwie, prawie mnie już nie ma, rozpadam się na części pierwsze, całe moje ja tkwi w czasie przeszłym. Już tylko czekam.
-Ach, niechże się Pan nad sobą przestanie użalać. Mam już tego dość. Pan też powinien mieć już takiego siebie dość! Ma Pan jeszcze tyle ciała.
-…łatwo Ci mówić, jesteś młoda, tyle nie wiesz, włącznie z tym, co cię w tym pociągu spotka. Ja, to co innego. Mi już nic nie pomoże, Ty w szczególności. To, co się stało, to się nie odstanie i basta.
-Ależ bzdury. Jeszcze, jeszcze nie wiem jak, ale udowodnię.  Światło!
Zapaliła w przedziale światło i jakby od razu spłynęła na nią wiara w siebie. –Wiem, poszukam konduktora!
Prim nie zdążył zareagować. Alicja wybiegła z przedziału nie domykając nawet drzwi. Bardzo chciała mu pomóc i w tym jednym momencie wszystko inne straciło na jakiejkolwiek wadze.
Biegła przed siebie, póki co, bez celu, wąskim korytarzem, nie patrząc wokoło. Nie zauważała jak co i raz zaciekawieni tupotem pasażerowie odsłaniali firanki lub uchylali drzwi, by sprawdzić, kto jest sprawcą hałasu. W końcu, zmęczona, zwolniła. Poza tym, należało się zastanowić, jak i gdzie zacząć szukać konduktora lub najlepiej, maszynisty. Kucnęła i spróbowała podwinąć nogi pod siebie, ale poczuła ograniczenie, jakie stanowił teraz jej nowy brzuch.
-Żeby tak… A może…
Z przedziału wychylił się najpierw nos, potem resztę ciała wyściubiła tęga jejmość. Na pierwszy rzut oka, elegancka kobieta, z przypudrowaną twarzą i w słomkowym kapeluszu usianym sztucznymi kwiatami, rozszerzyła usta jak do uśmiechu odsłaniając dwa rzędy równych, perłowych zębów, z jednym tylko brakiem w górnej szóstce.
-Kochana, kochanieńka, nie siedź tak, bo złapiesz wilka, nie w takim stanie. Posadzka, nie dość, że brudna, to jeszcze zimna.
Alicja poruszyła się powoli i ociężale wstała z podłogi. Kobieta uważnie obserwowała każdy jej ruch, a gdy Alicja wyprostowana złożyła ręce na sukience, jakby na mgnienie oka uśmiechnęła się w ten dokładnie sposób, w jaki śmieją się krupierzy w kasynie.
- Nie wie Pani, przepraszam najmocniej, gdzie znajdę konduktora lub najlepiej maszynistę?
-…lub najlepiej maszynistę….hmm. Wejdź do mnie na momencik, pomyślę.
Alicja poczuła do kobiety rezerwę. Nie wiedziała dlaczego, jednak nie pierwszy raz, coś zbudziło jej wątpliwości. Nie potrafiła zdefiniować ich źródła, więc uznała przypuszczenia za bezpodstawne, kobieta była uprzejma i wyraźnie chciała przecież ofiarować jej swoją pomoc. A jednak…..coś było w niej niepokojącego....
Przedział, wydawałoby się jak każdy inny; nieprzeciętnie przeciętny; zielone fotele, małe lustereczko nad zagłówkami, żeberkowane półki na bagaże po obu stronach i mała lampka w rogu. W środku niczym nie pachniało, burczała tylko neonowa lampa, nerwowo mrugając, jakby zaraz miała zgasnąć. Wydawałoby się, że w otoczeniu takiej normalności, Alicja poczuje się nareszcie bezpiecznie, tymczasem z chwili na chwilę krępowała się coraz bardziej.
-Szukam konduktora, nie wie Pani, gdzie mogę go zastać? Mój znajomy  ma problem.
-Niestety nie wiem, młoda damo, gdzie zastaniesz konduktora.
-W takim razie, nie będę…
Kobieta powstrzymała Alicję, kładąc jej dłoń na kolanie.
-Zaczekaj, dziecko. Chcesz rozwiązywać cudze problemy, kiedy, widzę, sama borykasz się z własnymi. Może mogłabym Tobie pomóc?
-Mi? Skąd… ależ ja nie mam żadnego problemu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz