środa, 15 sierpnia 2012

a-lic-JA w Krainie Zmarłych - Bajka o znikaniu (PaRT XIII)


-Co to znaczy, że rozwiążesz mój problem?
-Och, nie udawaj takiej głupiutkiej… Pozbędziesz się tego , mm, tego… i od razu będzie Ci lżej na ciele. Poczekaj.
        Wstała bardzo ociężale unosząc przy tym część zahaczonej o fotel sukienki. Alicja zobaczyła opuchnięte do granic łydki, które sprawiały wrażenie, że można je przekłuć jak balon jednym dotknięciem igły. Kobieta zauważyła na sobie wzrok dziewczynki, przypięty do nóg i nieco wstydliwie poprawiła ubranie.
-Ach, kiedyś to były nogi, za jakimi żaden nie przeszedłby obojętnie. I nie przechodził. Ale… wróćmy do ciebie. Spójrz.
            Kobieta podała Alicji szklaną butelkę i łyżkę. Butelka była wykonana z grubego, brązowego szkła, w jakim zazwyczaj trzyma się lekarstwa w szpitalach, w środku przelewała się zaś leniwie gęsta, oleista ciecz. Pękatą butelkę opasała sfatygowana, niegdyś biała etykieta, a na nie napis „ Na wyjątkowo uciążliwe dolegliwości”.
-Posłuchaj, wypij jedną łyżkę. Ani kropli więcej, ani mniej. Będzie trochę ostre, jak pieprz. Ale ci pomoże. Mi wiele razy życie uratowało i wielu równie naiwnym jak ty. Bez tego skończyłabym …. marnie, szczególnie w tym zawodzie. Możesz czuć się trochę nieswojo, trochę pusto jakby, ale to przejdzie, więc się nie martw. W zamian za to, pozbądź się klatki. Wtedy będziemy kwita.
        Alicja jeszcze raz objęła wzrokiem cały przedział w poszukiwaniu podpowiedzi. Tęskniła za tym dawnym poczuciem lekkości. W trakcie całej podróży osiadały na jej barkach, jak kurz na półce, coraz to nowe ciężary. Cudze, własne, kolejne supełki sznurówek. Propozycja nie była nawet kusząca, wydawała się zbawieniem.
Tyle już zdążyło się w tym pociągu zadziać, by uwierzyć, że dostała właśnie dobrą kartę. Tak, na pewno, nareszcie ktoś chciał jej uczciwie pomóc. Potaknęła więc kobiecie twierdząco na znak zawarcia umowy i ostrożnie zapełniła łyżeczkę płynem. Rzeczywiście, pachniał pieprzem; gdy tylko przysunęła go do ust, zakręciło jej się w nosie, jakby miała za chwilkę kichnąć. Przechyliła więc szybko łyżkę i połknęła cuchnącą ciecz. Całe ciało wzdrygnęło się po chwili, od stóp, do głowy. Alicję przeszył dreszcz, który zakończył swój bieg na nosie. Dziewczynka nie zdążyła nawet zakryć ust, co i tak pewnie nie na wiele by się zdało i kichnęła jakby wszystkie dotychczasowe kichnięcia dotąd powstrzymywała. Nie wiedząc, co się dzieje, zbladła, uczuwszy krótki, przeszywający ból. Pod jego wpływem zemdlała na, niewidomo jak długo. Jeśli dać wiarę istnieniu wieczności, nie da się określić jaki stanowiło to jej ułamek. Ale, kto zastanawiałby się nad wiecznością…
-Już, już, wstawaj. Twoja kolej, moja damo. Twój problem z głowy, zajmij się teraz moim.
          Alicja dźwignęła się na łokciach. Bolała ją trochę głowa, pewnie od uderzenia, kiedy upadała, mdlejąc, na podłogę. Dostrzegła, że kobieta dotrzymała słowa. Alicja bez niegdysiejszego problemu wstała i w końcu, prawie nie pamiętając już jakie to uczucie,  odniosła wrażenie, że ciężar z niej uszedł. Ciężar… Wyczekawszy chwilę, aż odzyska równowagę, wstała i zapamiętanym przez mięśnie gestem chciała wygładzić w tali sukienkę. Trafiła w pustą przestrzeń.. Ach, wszystko chyba wróciło do normy.  
Radość trwała niedługo. Była nieco dłuższa niż półokamgnienie. Zadziało się poniekąd coś więcej. Alicja miała wrażenie, że uszło z niej kawałek życia, jakby w zamian wydostała się nieproszona, w ukryciu czyhająca, pUSTkA.