-Co to znaczy, że rozwiążesz mój
problem?
-Och, nie udawaj takiej głupiutkiej…
Pozbędziesz się tego , mm, tego… i od razu będzie Ci lżej na ciele. Poczekaj.
Wstała bardzo ociężale unosząc przy tym
część zahaczonej o fotel sukienki. Alicja zobaczyła opuchnięte do granic łydki,
które sprawiały wrażenie, że można je przekłuć jak balon jednym dotknięciem
igły. Kobieta zauważyła na sobie wzrok dziewczynki, przypięty do nóg i nieco
wstydliwie poprawiła ubranie.
-Ach, kiedyś to były nogi, za jakimi
żaden nie przeszedłby obojętnie. I nie przechodził. Ale… wróćmy do ciebie.
Spójrz.
Kobieta podała Alicji szklaną butelkę i
łyżkę. Butelka była wykonana z grubego, brązowego szkła, w jakim zazwyczaj
trzyma się lekarstwa w szpitalach, w środku przelewała się zaś leniwie gęsta,
oleista ciecz. Pękatą butelkę opasała sfatygowana, niegdyś biała etykieta, a na
nie napis „ Na wyjątkowo uciążliwe dolegliwości”.
-Posłuchaj, wypij jedną łyżkę. Ani
kropli więcej, ani mniej. Będzie trochę ostre, jak pieprz. Ale ci pomoże. Mi
wiele razy życie uratowało i wielu równie naiwnym jak ty. Bez tego skończyłabym
…. marnie, szczególnie w tym zawodzie. Możesz czuć się trochę nieswojo, trochę
pusto jakby, ale to przejdzie, więc się nie martw. W zamian za to, pozbądź się
klatki. Wtedy będziemy kwita.
Alicja jeszcze raz objęła wzrokiem cały
przedział w poszukiwaniu podpowiedzi. Tęskniła za tym dawnym poczuciem
lekkości. W trakcie całej podróży osiadały na jej barkach, jak kurz na półce, coraz
to nowe ciężary. Cudze, własne, kolejne supełki sznurówek. Propozycja nie była
nawet kusząca, wydawała się zbawieniem.
Tyle już zdążyło się w tym pociągu
zadziać, by uwierzyć, że dostała właśnie dobrą kartę. Tak, na pewno, nareszcie
ktoś chciał jej uczciwie pomóc. Potaknęła więc kobiecie twierdząco na znak
zawarcia umowy i ostrożnie zapełniła łyżeczkę płynem. Rzeczywiście, pachniał
pieprzem; gdy tylko przysunęła go do ust, zakręciło jej się w nosie, jakby
miała za chwilkę kichnąć. Przechyliła więc szybko łyżkę i połknęła cuchnącą
ciecz. Całe ciało wzdrygnęło się po chwili, od stóp, do głowy. Alicję przeszył
dreszcz, który zakończył swój bieg na nosie. Dziewczynka nie zdążyła nawet
zakryć ust, co i tak pewnie nie na wiele by się zdało i kichnęła jakby
wszystkie dotychczasowe kichnięcia dotąd powstrzymywała. Nie wiedząc, co się
dzieje, zbladła, uczuwszy krótki, przeszywający ból. Pod jego wpływem zemdlała
na, niewidomo jak długo. Jeśli dać wiarę istnieniu wieczności, nie da się określić
jaki stanowiło to jej ułamek. Ale, kto zastanawiałby się nad wiecznością…
-Już, już, wstawaj. Twoja kolej, moja
damo. Twój problem z głowy, zajmij się teraz moim.
Alicja dźwignęła się na łokciach. Bolała
ją trochę głowa, pewnie od uderzenia, kiedy upadała, mdlejąc, na podłogę.
Dostrzegła, że kobieta dotrzymała słowa. Alicja bez niegdysiejszego problemu
wstała i w końcu, prawie nie pamiętając już jakie to uczucie, odniosła wrażenie, że ciężar z niej uszedł.
Ciężar… Wyczekawszy chwilę, aż odzyska równowagę, wstała i zapamiętanym przez
mięśnie gestem chciała wygładzić w tali sukienkę. Trafiła w pustą przestrzeń..
Ach, wszystko chyba wróciło do normy.
Radość trwała niedługo. Była nieco
dłuższa niż półokamgnienie. Zadziało się poniekąd coś więcej. Alicja miała
wrażenie, że uszło z niej kawałek życia, jakby w zamian wydostała się
nieproszona, w ukryciu czyhająca, pUSTkA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz