czwartek, 27 października 2011

Alicja w Krainie Zmarłych/ Bajka o znikaniu (PaRT VII)


-To ona, tak, ona…
-Tak, tak, bierzcie ją. Opis się zgadza.
-Na pewno?
- Oczywista oczywistość. Wystarczy spojrzeć. Wymięta sukienka, rumieńce na policzkach.
            Do Alicji jak przez mgłę zaczęły dochodzić pojedyncze słowa, którym na początku nie potrafiła nadać sensu, jednak z każdą chwilą jej mózg odzyskiwał przytomność. W końcu, otoczona kłębiącym się nad nią piskiem i przekrzykiwaniem, otworzyła ociężałe powieki. W przedziale tłoczyły się niczym muchy nad mięsem jazgotliwe kobiety. Nie było wolnego skrawka podłogi, na którym nie dreptałyby, podnosząc co i raz ręce lub głos. Na pierwszy rzut oka wyglądały niemal identycznie; każda w poplamionym fartuchu, niekiedy oprószonym mąką, z szarymi twarzami bez wyrazu, zlewające się w jedno. Wszystkie były przygarbione lub powykrzywiane, jakby ktoś z ich kręgosłupów dla zabawy układał esy-floresy. Zaskoczona tym zjawiskiem Alicja zaczęła jednak po chwili dostrzegać też rzeczy, które odróżniały je od siebie. U jednej: posiniaczone ramiona, u drugiej kieszenie wypchane wystającymi paragonami, a to ręce, na których odznaczyły się uchwyty żelazek lub siatek od zakupów, a to opaska na oczach, jeszcze indziej mały dziecięcy tornister pod ręką i bieliźniane klamerki. Alicji przemknęło nawet przez myśl, że dzierżąc, każda inny przedmiot, jakby prywatny atrybut, przypominają pod pewnym względem muzy lub boginie.
-Braaać ją, A co, brać…
-Winna, winna… To ona!
Kiedy tylko Alicja otworzyła w pełni oczy, na powykrzywianych twarzach zapadła cisza i kobiety zwróciły się w kierunku dziewczynki. Obie strony oczekiwały jakiejś reakcji, destylowane powietrze zaczęło robić się już uciążliwe. Stojące najbliżej zaczęły pogardliwie dotykać ją palcami, poszturchiwać; najpierw nieco niepewnie, jakby kontakt groził trądem, ale gdy nie zauważyły żadnych objawów buntu lub oporu oniemiałej Alicji, stały się coraz bardziej natarczywe.
-Auć, auu… auu. Ja…
-Winna, winna…!
-Au, puśćcie mnie, kto jest winny? Co się stało?
Stłoczona ciżba zakołysała się jak jedno ciało.
- Jak to ‘co się stało’? Śmiesz jeszcze pytać? Jesteś oskarżona, ot co. Brać ją, natychmiast!
-Au, zaraz, nic nie rozumiem. Czemu ja? Chodzi o Królika? Jeżeli trzeba, zapłacę za niego bilet… To, to jakaś pomyłka, proszę zapytać konduktora…
- Dosyć tego. Powinnaś się wstydzić. Już ty dobrze wiesz, o co chodzi i nie wykręcaj się jakimś królikiem. O żadnej pomyłce nie ma mowy. Mamy tu dokładny opis i wszystko się zgadza, co do joty.
Kobieta wyciągnęła spod pachy lustro i przystawiła Alicji przed nosem.
- I co? Nadal będziesz próbowała się wykręcić? Poza tym, myślisz, że oskarża się byle kogo i to bez winy? Wszystkie wy jesteście takie same, naiwne nad podziw, kara jednak musi być, skoro jest wina.
            Otoczyły Alicję szczelnym kręgiem. Podając sobie lustro, z każdym słowem kruszyły się na moment ich twarze i zaciskały palce.
-Roztrzepane włosy.
-Naiwne spojrzenie.
-Czoło bez zmarszczek.
-Niewyciągnięty przez dzieci sweter.
-Jeden podbródek.
-Gładkie ręce niezużyte.
-Brak siniaków.
-Suche oczy.
-Śniade policzki…
Alicja była zdumiona całym zdarzeniem i nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Wszystko działo się jakby w przyspieszonym tempie, a przy tym bez cienia jej przyzwolenia, tak, że nie miała nawet pojęcia, co powinna zrobić, z kim porozmawiać, gdzie pytać. Przede wszystkim jednak, nie potrafiła w żaden sposób przypomnieć sobie, co mogła uczynić, by zasłużyć na tak ciężkie oskarżenie.

czwartek, 6 października 2011

pocałunki

w korony drzew
upięte
dojrzałe
wibrują na wietrze
znacząc w powietrzu
niezauważalne
szlaki i labirynty

żółknie zdeptanych
chodników ziemia
jak pocałunki
opadają z nieba
skrawki drzewa
wplątują się we włosy
i garną do stóp
z kruchego złota
liściaste powieki

< objaw dobrego tempa, próżnie, dla mnie jesień>

niedziela, 2 października 2011

Alicja w Krainie Zmarłych/ Bajka o znikaniu (PaRT VI)

    Nie wiadomo jak, ale półmrok w przedziale jakby zgęstniał. Alicja z każdym wdechem czuła w płucach naelektryzowane powietrze. Magik tymczasem zaczął rozpakowywać swoją tajemniczą walizkę. Większość wyjmowanych przez  niego przedmiotów  dziewczynka nie była w stanie nawet nazwać, o ich przeznaczeniu  nie wspominając.
-A co to jest?
-To jeden  z moich najcenniejszych skarbów i jednocześnie maszyna bardzo niebezpieczna. Służy do… utrwalania myśli.
-Utrwalania myśli?
-Ćsiiiii… Nie  chcę, żeby wiedziało o tym zbyt wiele osób. Dopóki myśli są w głowie, biegną jak niepokorne stado dzikich mustangów. Czasem mkną tak szybko, że nie udaje się nam ich zauważyć, uchwycić. Są po trosze jak powietrze, nie widzisz ich, nie możesz dotknąć, a jednocześnie są Ci niezbędne do życia. A ta maszyna ubiera Twoje myśli i sprawia , iż potrafisz je zauważyć nie tylko Ty, ale i wszyscy, którym na to pozwolisz. To sposób, by je okiełznać,  by zmieniły na widzialny dla człowieka stan skupienia.
- I to wszystko można zrobić za pomocą tej zwykłej, niedużej maszyny?
- Dokładnie. Poczekaj chwilkę.
    Magik niespiesznie zaczął uderzać palcami w drobne przyciski na maszynie. Z każdym jego ruchem śmieszne małe pałeczki podrygiwały jak do tańca i uderzały o czystą kartkę tatuażując ją literami. Mężczyzna wyciągnął w końcu papier i powiedział :
- Zatrzasnąłem tu  myśl : ‘Błękitnieją Ci oczy, gdy się uśmiechasz.’
-Nie do wiary! To pan właśnie pomyślał? Czytam więc teraz pana myśli? Ale, czy to nie jest niebezpieczne, tak zamykać myśli, nie pozwalać im uciec?
-To wielka sztuka… Dlatego powinni uprawiać tę sztukę tylko magicy. Oni potrafią przywrócić myślom wolność.
W tym momencie Magik chwycił kartkę i przesunął nad nią lewą dłoń. Słowa najpierw zbladły, a kiedy zaczęły stawać się przezroczyste, wyskoczyły z kartki rozpływając w powietrzu w pobliżu jego głowy.
-Ooooooah ……….. fantastyczne….. . A cylinder? Potrafisz z niego wyczarować Królika? Może udałoby Ci się wyciągnąć akurat mojego. Gdzieś wyszedł i bardzo się o niego martwię….
-Panienko, wydajesz się już dostatecznie dużą dziewczynką, żeby powiedzieć Ci, że w wyjmowaniu królika z cylindra nie ma nic magicznego. Hoduje się po prostu specjalny gatunek królika, który pod wpływem światła bardzo szybko może zmieniać kolor futerka i się powiększać. Kiedy znajduje się w ciemnym cylindrze, jest malutki i czarny, a gdy wyciągasz go za uszy na światło, szybko pęcznieje i bieleje.  A każdy przecież wie, że to żadna sztuka najpierw coś włożyć, a potem to zwyczajnie stamtąd wyjąć.
- Eh, w takim razie, ta cała magia nie jest taka magiczna, jak mi się wydawało. To oszustwo!
-Mylisz się. Trzeba po prostu nauczyć się rozróżniać rzeczy nadzwyczajne od tych całkowicie normalnych. A teraz, pokażę Ci, Panienko, jak można zniknąć na jakiś czas i przejść do swojego Wonderlandu. Myślę, że jesteś już gotowa. Jedyne, czego potrzebujesz, to odpowiedni klucz.
- A co to jest ten Ownderland?
-To kraina magii, która istnieje tak długo, jak długo w nią wierzysz. Dokładnie jak z mikołajem czy bogiem. A teraz wypij to, Panienko, magiczny eliksir ułatwi Ci przejście.
 Alicja wzięła flakonik z dziesiątką kier na etykiecie i jednym haustem, przymykając oczy,  opróżniła jego zawartość. Gdy otworzyła powieki, wszystko zaczęło wirować i stawać się coraz dalsze i dalsze i…..